Necromunda: Hired Gun - niczym Doom Slayer w najemniczym amoku!
Pierwsze spotkanie z bogatym światem Warhammera miałem jako 8‑latek, odwiedzając salony gier planszowych. Jeszcze jako żółtodziób uczestniczyłem w krótkich starciach pokazowych systemu Warhammer 40,000. Nie ukrywam, że chłopakowi, który jak ja uwielbiał strzelanki, dynamikę oraz militarny świat, Warhammer stał się ideałem. Przez lata miałem przyjemność zagłębiać się w ten brutalny świat, przemierzając niezliczone galaktyki w cyfrowych odpowiednikach strategicznego uniwersum, gdyż książki czy rozgrywanie potyczek na żywo - w moim mniemaniu (głupi ja) - nie było tak ciekawe jak cyfrowe odpowiedniki.
Przez ostatnie lata ogrywałem jak szalony takie perełki jak Space Crusade, Space Hulk, Final Liberation, Fire Warrior czy docenioną przez graczy serię strategiczną Dawn of War. Seria gier spod znaku Warhammera 40K nie zwalnia tempa, prawie co roku otrzymujemy przynajmniej jeden obiecujący tytuł, jak długo zapowiadany Darktide lub nie do końca udany Inquisitor - Martyr, będący czymś na kształt Diablo w świecie futuryzmu. Na początku tego miesiąca, wraz z obchodzonym Dniem Dziecka, swoją premierę miał tytułowy Necromunda: Hired Gun. Długo wyczekiwana gra, w której wcielamy się w najemnika wykonującego zlecenia za kredyty? Brzmi pięknie prawda?
Najemnikiem być ...
Otoczka fabularna w Hired Gun, skupia się wokół historii pewnego najemnika, który wróciwszy "na tarczy" z pewnej ryzykownej misji, zostaje odpowiednio zmodyfikowany. Wchodząc w układ z pewnym najemnikiem, postanawia jeszcze raz wziąć sprawy w swoje ręce i doprowadzić powierzone mu zadanie do końca. W grę wchodzi zemsta, wyrównanie rachunków, ale i sił, które przez lata zżerała korupcja na planecie Necromunda. Gra komputerowa zespołu Streum on Studio, odpowiedzialnego m.in za takie perełki jak mroczny Space Hulk: Deathwing czy E.Y.E: Divine Cybermancy, postanowiło wydać grę akcji z sączącą się po ścianach juchą przeciwników i akrobatycznymi ewolucjami podczas natarć. I trzeba przyznać, że wyszło im to wyśmienicie!
Prowadzony przez gracza bohater nie należy do skrytobójczych przyjemniaczków, gdyż lubuje się bezpośrednich starciach z wrogiem i prowadzeniem nieustannego natarcia na przeciwników. Niczym "młot na czarownice" naciera na swoich wrogów z impetem, zadając im biliony obrażeń swoim, często wyolbrzymionym wyposażeniem. Do dyspozycji gracza oddano wiele znanych i cenionych w uniwersum Warhammera pukawek, w tym boltery, działka plazmowe czy przepotężne giwery, niszczące przeciwnika jednym strzałem. Dodatkowo gracz wyposażony został w linkę z hakiem, ułatwiającą transport, pakiet granatów burzących oraz specjalne fiolki umożliwiacie powrót z zaświatów na pole walki.
Po pierwszej nieudanej misji nasz bohater zostaje poddany cybernetycznym poprawkom, które w świecie Warhammera 40,000 są czymś naturalnym. Spotkanie w tym uniwersum "golasa" graniczy z cudem, tym bardziej że taki szczyl to istne mięso na odstrzał, a w końcu nie jest to świat dla słabych bytów. Dlatego też nasza postać posiada wiele miejsc na cybernetyczne wszczepy, pozwalające mu pasywnie podkręcić statystyki lub aktywnie wykorzystywać aspekty walki. Odpowiednie dofinansowanie u cyber-doktorka, pozwoli na aktywację i rozwinięcie unikalnych umiejętności postaci, pozwalając dla przykładu - na podkręcone celowanie, noktowizję lub czasowe spowolnienie otaczającego nas świata.
... to wybijać i żyć!
Ilość przeciwników pojawiających się podczas wykonywania misji głównych, pobocznych, zleceń oraz kontraktów, obchodzi w dziesiątki, a nawet setki. Większość z nich to typowe płotki na strzała, ale z biegiem czasu zaczną pojawiać się coraz potężniejsi adwersarze. Na ich pokonanie często niewystarczająca okaże się zwykła broń, przez co bohater będzie zmuszony inwestować kredyty w lepszej klasy wyposażenie oraz odpowiednie dodatki do niej. W tawernie najemników będziemy w stanie nie tylko podrasować naszą postać i pupilka w szczepy i udogodnienia, ale także wydać zarobione w pocie czoła kredyty, na lepsze pukawki i ulepszenia.
U spacjalisty-dokera, wyposażymy swoje pukawki w talizmany i relikty, zebrane podczas wypadów za miasto, ale także otrzymamy dostęp do akcesoriów, często zmieniających statystyki broni palnych. W pewnym momencie poczujemy się niczym Doom Slayer i Daniel Garner łącznie, rozprawiając się z mięsem armatnim, chętnie podchodzącym pod nasz celownik. W rytm metalowej muzyki gracz nader często wpada w amok wojenny, wyprawiając w lokacjach iście zręcznościowe cuda. Dzięki wszczepom, lince i podwójnemu skoku, jesteśmy w stanie używać ślizgów, a także okrążać wrogów i z zaskoczenia ostrzeliwać ich biegnąć po ścianach. Zasypywać ich będziemy tonami ołowiu, plazmą, laserami, a także atakami psionicznymi, które z czasem zaczniemy na potęgę wykupować.
Lekką zrzynką z odświeżonej serii Doom, twórcy zapożyczyli zabójstwa chwały, które w tym wypadku z automatu stosujemy na płotkach. Zabicie przeciwnika regeneruje naszej postaci nieco punktów życia, choć czasami najwydajniejszym sposobem będzie użycie apteczki z panelu skrótów. W przypadku śmierci skorzystamy z fiolek przywracających nas na pole walki. W najgorszym scenariuszu nasza postać rozpocznie trudną przeprawę z czterema życiami :)
Necromunda a świat przedstawiony
Twórcy stanęli na wysokości zadania, serwując graczom przepięknie narysowany świat. Chaos, ubóstwo, przeładowanie wszczepami, rozmach ... W tym świecie uświadczycie przepychu jakich mało. Ogromne lokacje z ogromem szczegółów ukazują świat dosłownie wyjęty z podręczników mistrzów gry i książek z uniwersum Warhammera 40K. Od razu widać, że twórcy są zagorzałymi fanami świata, gdyż na każdym kroku zauważymy ogrom detali i smaczków, które wyłapać będą w stanie zagorzali fani uniwersum.
W kwestii mechaniki i szybkości gry trzeba powiedzieć twierdząco - nie jest to zwykła i wolna strzelanka. Hired Gun już od początku zabawy stara się zaszczepić w graczu dynamikę i zręcznościowe podejście do strzelania. Ma ku temu swój ukryty cel - bowiem w późniejszych etapach gry, samo łażenie i strzelanie, albo skończy się natychmiastowym zużyciem apteczek i fiolek nieśmiertelności, albo po prostu rozpoczniemy zabawę od nowa. Tutaj właśnie częsta ucieczka i dynamiczne powroty, dają pretekst do lepszego zarobku, ale i mniejszych stratach w pasku życia i osłon. Zresztą, by pokazać jak to wygląda w praktyce, a nie na statycznych obrazkach, należy zobaczyć poniższy filmik:
Wydajnościowo gra wypada bardzo okazale. Nawet na leciwym sprzęcie spokojnie uda nam się uzyskać wysoki klatkarz przy umiarkowanej grafice, w co zresztą sami twórcy celowali. A graficznie jest ładnie, choć w kilku miejscach wiele nudą i gorszej jakości teksturami. Gra przez to jest mocno niejednostajna, gdyż w pewnym momencie znajdujemy się w pięknie oświetlonej lokacji, by zaraz prowadzić rozwałkę w niedokończonym graficznie pomieszczeniu. Na duży plus należy jednak zaliczyć mało powtarzalne elementy wystrojów!
Klimat Doom'a gwarantowany!
Szczerze powiedziawszy, widząc średnie oceny w dniu premiery nieco zląkłem się zagrać w nową grę z kosmicznego uniwersum Warhammer 40K. Widząc jednak potencjał gry, możliwości mechaniki oraz bardzo dynamiczną walkę, zaryzykowałem i szczerze powiedziawszy, wcale nie żałuję. Necromunda: Hired Gun dostarcza wielu emocji, jest bardzo dynamiczne, krwawe i pozwala wypocząć od skrępowanej skryptami fabuły i świata przedstawionego. W mojej ocenie gra spokojnie zasługuje na 4+, gdyż drobne problemy łatane na bieżąco przez twórców, wciąż można podczas zabawy odczuć. Warto zagrać w oczyszczanie Necromund'y z ostałych gangusów. Byle szybko i z przytupem!
PS: Na GOG jest teraz -15% zniżka na grę!